Rok wyborczy ma swoje blaski i cienie. Możemy mieć pewność, co do jednego. W Kraśniku będzie to rok bardzo gorący. Jest wiele osób chętnych do korzystania z zasobów kasy publicznej i żądnych władzy, po jej utracie w roku 2010. Poznaliśmy już tych ludzi od tej strony. Obecnie zwarli szeregi pod szyldem nowego stowarzyszenia, gdyż LUBIĘ (doić) KRAŚNIK dostatecznie silnie skompromitowało się popieraniem Szwajcara.
Niedawno media lokalne podały mrożącą krew w żyłach informację o zainteresowaniu naszym miastem wykazywanym przez CBA. Media, które zbudował Szwajcar przed opuszczeniem Kraśnika, podkręcają tę informację, nie dziwi więc używanie sformułowań przesądzających już o winie. Najbardziej rzetelną informację spotykamy na stronie Radia Lublin: „Posiadamy pewne informacje o ewentualnych nieprawidłowościach – mówi rzecznik Centralnego Biura Antykorupcyjnego Jacek Dobrzyński. Dlatego też, żeby je dokładnie zweryfikować i sprawdzić czy polegają na prawdzie, poprosiliśmy już Urząd Miasta w Kraśniku o dokumenty. Nie jest to postępowanie kontrolne ani przygotowawcze – dodaje Dobrzyński”.
Aha, czyli “życzliwa” osoba napisała i CBA szybciutko podjęło działania. Bawi mnie to i raczej nie zdziwi, jeśli CBA podejmie dalsze działania i będzie „mieliło” dokumenty do jesieni, by przed wyborami podać, że rozważa postawienie komuś zarzutów. Błoto rzucone w czyimś kierunku przyklei się i w kampanii wyborczej będzie dyżurny temat do ataków.
Z jakiej drużyny pochodzi ta „życzliwa” osoba zawiadamiająca CBA możemy się domyślać. Oczywiście, o ile nie jest tylko zbiegiem okoliczności, że pewien radny miasta składał ostatnio interpelację w podobnej sprawie.
Chciałbym, żeby skrót CBA miał dwa rozwinięcia: Centralne Biuro Antykorupcyjne i Centralne Biuro Apolityczne. Dokumenty, jakimi dysponuję nie pozwalają mi mieć takiej nadziei. Ale, po kolei.
25 września 2009 roku w warszawskim biurze CBA zostało złożone podpisane, z pełnymi danymi pismo (nie anonim „życzliwego”!), zawierające opis bardzo ciekawego przetargu na sprzedaż działki w centrum miasta, gdzie dziś stoi supermarket. Podkreślam, chodzi o centrum miasta, nie obrzeża, a więc działkę szczególnie atrakcyjną. Na dodatek zdradzę, że pismo zostało złożone w Warszawie przez konkretną osobę, a więc nie był to dokument wysłany pocztą, więc może mało wiarygodny.
W drugim zdaniu tego pisma pojawił się apel: „Zwracam się z prośbą o podjęcie działań, z wyłączeniem delegatury CBA w Lublinie”. Dalej zaś wspominano o szerokich wpływach pewnych ludzi i sugerowano, że w przypadku podjęcia decyzji o „zleceniu wykonywania czynności lubelskiej delegaturze, proszę moje pismo uznać za bezprzedmiotowe i wyrzucić je do kosza”.
Mocne słowa, prawda? Niektórzy ludzie z tamtej układanki nadal są aktywni, mają wysoką pozycję, stąd w obawie o bezpieczeństwo pojawią się ogólniki.
Pismo do CBA zawierało opis dziwnego przetargu, a dokładnie aż 5 (sic!) przetargów. Przetarg nie dotyczył jednej działki, teren był podzielony na osiem części, miał powstać na nim szeregowiec. W trakcie przetargów przyjęto zasadę „wszystkie albo nic”. Przystępowała do nich bardzo duża kraśnicka firma, której profil nie ma jednak nic wspólnego z handlem. Jak nie było dogodnych warunków przejęcia całości, firma rezygnowała z zakupu z wylicytowanej przez siebie, w drodze oferty pisemnej działki, i przetarg na wszystkie osiem unieważniano. W piśmie do CBA opisano związki firmy „figuranta” z magistratem, z podaniem np. numeru protokołu RIO, wskazującego na zażyłość pewnych osób.
Po piątym przetargu, gdy wszystko było już cacy, a potencjalni nabywcy zmęczeni, firma z Lublina, której przedstawicielem był znany adwokat (na pewno tylko przypadkiem był obrońcą w procesach osób z ówczesnego świecznika) nabyła grunt. Nie był to jednak podmiot, który postawił market, ale firma-pośrednik, czy jak kto woli „słup”.
9 lipca, na posiedzeniu Komisji Rewizyjnej Rady Miasta Kraśnik, w trakcie podsumowania kontroli przetargu, pracownica urzędu powiedziała: „Dopuszczalna jest jedynie zabudowa szeregowa.” Potwierdził to także w piśmie do przewodniczącego komisji ważny urzędnik.
No i co? Czekano na sprzyjające warunki, a gdy się pojawiły nie powstał wspomniany szeregowiec, ale supermarket.
Każdy argument przedstawiony w piśmie do CBA był poparty dokumentami i protokołami z posiedzeń organu kontrolnego rady miasta, na których przewodniczący komisji mówił, jak będzie nazywał się nowy market. Mówił parę lat przed rozpoczęciem budowy, a urzędnicy zaprzeczali. Prorok jaki czy co?
Pismo spłynęło jednak z CBA w Warszawie do Lublina i oczywiście nikt się sprawą nie zainteresował. Nie poprosił o dokumenty w urzędzie miasta, nie zaprosił autora pisma nawet na krótką pogawędkę.
Pora przejść do podsumowania. Nie od dziś wiadomo, że supermarket może zapłacić za ar działki, w dobrej lokalizacji, o wiele więcej niż drobny handlowiec. Sklep sieciowy ma przecież możliwości osiągnięcia większego zysku niż mała firma. Przypomnijmy, TESCO zapłaciło za działkę przy ul. Urzędowskiej blisko 2 miliony. Za tę sprzedaną przez miasto 10 lat temu inna sieć zapłaciła 380 tysięcy. Przez ostatnie lata ceny działek zmieniły się niewiele, oczywiście obie działki różnią się wielkością i lokalizacją, w tym przypadku raczej na korzyść tej sprzedanej „okazyjnie”.
Żeby całej sprawie dodać nieco pikanterii wspomnę, iż przewodniczący komisji rewizyjnej był zastraszany i krótko po zakończeniu kontroli złożył rezygnację z pełnienia funkcji, informując radę o powodach. Oczywiście media sprzyjające Szwajcarowi nie informowały o tym. Za to dziś chętnie sugerują, że teraz dopiero to się ludzi zastrasza. (Mirosław Sznajder)