W trakcie sierpniowego pobytu w Paryżu z uwagą przyglądałem się cenom owoców i warzyw, zarówno w sklepach, jak i na bazarach. Powód oczywisty, żywiliśmy się we własnym zakresie.
Ceny owoców i warzyw w drugiej połowie sierpnia były dla mnie szokiem. Winogrona 3.99 euro za kilogram, w ciepłym kraju? Zaraz po przyjeździe do Polski okazało się, że ten sam owoc, importowany przecież, był po 3.99, ale złotych.
Drogie były też pomidory, po 2 i więcej euro. O wiele taniej kupowałem je dwa lata temu, będąc w Paryżu na przełomie kwietnia i maja.
Najbardziej jednak zaciekawiła mnie cena mirabelek. W zależności od miejsca wahała się od 4 nawet do 8 euro za kilogram. Szok, były to bodaj najdroższe owoce w Paryżu. Co jest tego powodem, trudno jest mi wyjaśnić.
Owoc ten mocno stracił w Polsce na popularności. W tym roku mirabelka jaką mam na działce obrodziła tak, jak w żadnym innym. Trochę udało się przerobić na smaczne dżemy, ale była to tylko cząstka zbioru, ewentualnego zbioru. Ogromna ilość owoców zgniła bowiem pod drzewem. Nikt z grona moich znajomych nie był zainteresowany ich odbiorem. Nie to, że trzeba było dotrzeć na działkę i zbierać. Sam byłem gotów je dostarczyć, nawet już umyte. Gdyby Paryż był bliżej!
Ot, taka to ciekawostka turystyczno-spożywcza.
