7 maja, w losowaniu Lotto można było wygrać 60 mln złotych
Każdy ma wiedzę, wynikającą z poznania działu matematyki, jakim jest rachunek prawdopodobieństwa, że poprawne skreślenie sześciu liczb przytrafia się bardzo niewielu graczom, ale jednak. Było więc realne, że po 7 maja ktoś stanie się bardzo majętnym człowiekiem.
Do tej pory największą możliwą wygraną była kwota 56 mln złotych, we wrześniu 2011 r. Jak dotąd największa wygrana padła w zeszłym roku, kiedy to szczęśliwy posiadacz zwycięskiego kuponu zgarnął 35 mln złotych. Skoro, ktoś wygrał 35 milionów, równie dobrze inny mógł 60.
Życie Kraśnika przeprowadziło sondę, pytając znanych kraśniczan, co by zrobili, gdyby w ostatnim losowaniu Lotto trafili główną wygraną? Przy założeniu, że wygrana przypadłaby jednemu zwycięzcy, nie trzem, co miało miejsce.
Nie wszystkie zapytane osoby udzieliły odpowiedzi. Należy to uszanować, gdyż nie był to temat łatwy do przemyśleń. Wspomina o tym w I zastępca burmistrza, Marzena Pomykalska.
– To wbrew pozorom bardzo trudne pytanie. Myślimy o ogromnej kwocie pieniędzy. Suma ta stanowi nieco więcej niż połowę budżetu naszego miasta. Co zrobiłabym z takimi pieniędzmi, na co bym je przeznaczyła? Z pewnością dysponując nimi, nie podjęłabym decyzji o radykalnych zmianach w swoim życiu. Nie zmieniłabym ani domu, ani pracy. Natomiast dzięki nim mogłabym spełnić kilka marzeń bliskich mi osób, dlatego podróż na Malediwy stałaby się całkiem realna… Oczywiście taką wygraną należy się podzielić z innymi, nie wyobrażam sobie inaczej. Część pieniędzy należałoby też zainwestować. Nie mam wątpliwości co do tego, że wygrana oznaczałaby też korzyści dla miasta, bo z chęcią przeznaczyłabym pewną kwotę na jego rzecz – ale o konkretach będę myśleć, gdy spotka mnie takie szczęście: zagram i wygram 60 milionów złotych! –
Zacznijmy od początku. Żeby wygrać, trzeba grać. Taki ton zdominował wypowiedź Prezesa Zarządu FŁT Kraśnik, Grzegorza Jasińskiego.
– W moim przypadku jest dokładnie jak w kawale o Żydzie , który codziennie modlił się w synagodze o wygraną w Totka. Po kilku miesiącach modlitw przyśnił mu się Pan Bóg i powiedział: Daj mi szansę i kup kupon.-
Podobnie jak pani wiceburmistrz myśli starosta kraśnicki, Andrzej Maj.
– Z pewnością każdy zastanawiał się nad tym, co zrobiłby z tak dużą wygraną i jak wpłynęłoby to na jego życie. W Lotto gram okazjonalnie, ale gdybym trafił główną wygraną, w pierwszej kolejności zainwestowałbym w edukację swoich dzieci oraz zabezpieczył je finansowo. Udzieliłbym też wsparcia rodzinie i przekazałbym kilka milionów na działalność charytatywną, bo przy tak dużej wygranej udzielona pomoc nie byłaby tylko symboliczna, ale pozwoliłaby rozwiązać wiele problemów. Nie ukrywam, że bardzo lubię podróże i dzięki wygranej mógłbym zrealizować wiele swoich marzeń, które teraz są nieosiągalne. Oczywiście większość pieniędzy zainwestowałbym. Życie rentiera mnie nie interesuje, więc od razu wyjaśniam – nie zrezygnowałbym z działalności politycznej, bo nie traktuję jej jako źródła utrzymania. –
Bardzo precyzyjny w analizie potencjalnych wydatków okazał się prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Metalowiec”, radny Kraśnika, Piotr Iwan. W jego planach wyczuwa się ducha osoby zarządzającej dużym majątkiem, skrupulatnej a zarazem wiedzącej, że posiadane środki należy zdywersyfikować:
– Pomarzyć zawsze można. Z wygranej kwoty podatek wyniósłby 6 mln. Za kwotę 22 mln kupiłbym obligacje Skarbu Państwa i tyle samo przeznaczył na stworzenie regionalnego inkubatora przedsiębiorczości, którym osobiście zarządzałbym. W kolejności byłby zakup jachtu z kosztami towarzyszącymi (4 mln), kwotą trzech wsparłbym rodzinę, a dwoma fundacje i stowarzyszenia zajmujące się chorobami płuc. Na drobne szaleństwa: wycieczki, zakupy, auto, elektronikę, przeznaczyłbym milion. –
Bardzo ambicjonalne marzenia, związane z prowadzoną działalnością społeczną, mają prezesi dwóch kraśnickich klubów sportowych, Jacek Sarna (LKS „Tęcza”) i Krzysztof Siedlarz (KMKS).
– Wygrane pieniądze zainwestowałbym w kraśnicki sport, a dokładnie w rozwój bazy starej części miasta. Oświetlone boisko treningowe ze sztuczną murawą oraz hotel na pięknie usytuowanym terenie „Tęczy” jest moim marzeniem. Ponadto boisko do tenisa ziemnego, siatkówki plażowej oraz park linowy na obiekcie, który świetnie wkomponowany jest w Park im. Jana Pawła II. Klub miałby stałe dochody, a ja jako prezes większe pole do działania. Niezagospodarowana część pieniążków trafiłaby na konto. Dzięki takim posunięciom „Tęcza” w mgnieniu oka grałaby derby ze „Stalą, jak za dawnych lat.-
– Gdybym wygrał tak duże pieniądze to oczywiście zainwestowałbym je w swoją rodzinę. Ale nie tylko! Wybudowałbym halę do piłki ręcznej wraz trybunami i bazą hotelową. Wszystko po to, by móc organizować obozy i szkolenia w piłkę ręczną, choć nie tylko. Dużą kwotę wpłaciłbym na konto klubu, by nie brakowało na szkolenie dziewcząt. I oczywiście w przyszłości, w oparciu o wychowanki, zgłosiłbym zespół do rozgrywek centralnych. –
Najbardziej refleksyjna okazała się wypowiedź właściciela firmy SPORTIVE, prezesa MKS, Mirosława Koreckiego.
– Żeby wygrać, trzeba grać – tę prostą prawdę powtarzam sobie każdorazowo w chwilach zwątpienia. Żeby zarobić, trzeba iść do pracy. Żeby zamieszkać w wymarzonym domku, trzeba pożegnać się z posiadanym mieszkaniem. Żeby mieć pracę marzeń, trzeba rzucić znienawidzoną i poszukać nowej. Trzeba ryzykować. Każda ważna, życiowa decyzja jest podjęciem gry. Chciałem wygrać tę ostatnią kulminację w Lotto (poprzednie jakoś mnie nie nęciły) i kupiłem kilka losów. Ostatnio grałam parę lat temu, więc pomyślałem: co mi tam, i zamiast nowego vinyla kupiłem kupony. Oczywiście nie wygrałam, bo nie zrobiło się głośno o milionerze z Kraśnik City. Przynajmniej trzy dni żyłem słodkimi marzeniami, co by było gdyby… I pomyślałem sobie, że człowiek ma właściwie ograniczone możliwości konsumpcji. No bo co, kupi po domu i samochodzie całej rodzinie. Potem zabierze najbliższych na wycieczkę marzeń. Kupi kochanej kobiecie furto i… trochę biżuterii… Co jeszcze… Może studia dzieciakom i jakiś fundusz emerytalny dla siebie. Zacząłem myśleć, jak ja bym zaszalał i co bym nie zrobił. Często pojawiały się dylematy, hmm… czy ja na pewno chcę wygrać te pieniądze? –
